top of page

 Agata Szablewska

 

   Od najmłodszych lat żyłam pomiędzy dwoma kościołami. W roku szkolnym chodziłam do kościoła katolickiego, natomiast w wakacje jeździliśmy do rodziny mamy, gdzie wujek był pastorem u Baptystów.
      

     Od dziecka mama mówiła mi o Bogu, nauczyła mnie modlitw własnymi słowami, ponieważ sama się tak modliła.

 

   Każdej nocy przed snem, siadałam na łóżku i modliłam się. Z biegiem czasu stało się to nawykiem, po prostu nie mogłam zasnąć jak tego nie zrobiłam. Tata nie zmuszał mnie żebym chodziła do kościoła katolickiego, więc byłam tam tylko wtedy gdy pani katechetka o to poprosiła. Nie umiem odmawiać, więc zawsze się zgadzałam na śpiew czy czytanie. Z biegiem czasu zastąpiły mnie młodsze dzieci, więc się cieszyłam, że nie muszę wstawać rano w niedzielę.

 

   Gdy byłam w wieku gimnazjalnym Bóg nie odgrywał już w moim życiu żadnej roli. Kiedy jednak przyszły wakacje koleżanka zaproponowała mi wyjazd do Stężycy, mówiła, że jest tam fajnie. Stwierdziłam, że mogę pojechać, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty. Kiedy się tam znalazłam, poczułam się jak za dawnych czasów u cioci i wujka. Panowała tam przyjazna atmosfera, wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Po pierwszej społeczności coś we mnie pękło, nie wiedziałam, co to do końca jest, ale każdego dnia nie mogłam się doczekać uwielbienia.

 

   Po obozie byłam parę razy na kawiarence, ale jakoś nie mogłam się zaklimatyzować tam i koleżanki, z którymi tam chodziłam powiedziały mi, że nie chcą tam więcej chodzić, więc stwierdziłam, że sama też nie będę.

 

   I tak minęły 2 lata, gdzie po raz kolejny oddaliłam się od Boga. W 3 klasie gimnazjum poszłam do pracy. Razem z ciocią jeździłyśmy po turniejach rycerskich. Bardzo mi się to podobało, ponieważ był to całkiem inny świat, który w jakiś sposób mnie pociągał. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to jest złe, ale i tak dalej w to wchodziłam. Przed rozpoczęciem wakacji napisała do mnie kuzynka, Paulina i spytała się czy nie pojadę z nią na obóz do Rowów? Ponieważ niezbyt często się widujemy  to zgodziłam się. Powiedziałam cioci, że nie będę z nią jeździła przez 2 tygodnie, nie była zadowolona z tego faktu, ale zaakceptowała.
          
   Kiedy więc znalazłam się w Rowach, byłam zdziwiona, że są tu jeszcze jakieś osoby z Malborka. Szybko zakolegowałam się z Basią i Gosią. Mijały dni a ja coraz bardziej uświadamiałam sobie jak daleko jestem od Boga. Patrzyłam na Paulinę i zazdrościłam jej tego jak blisko jest z Bogiem, że traktuje go jak swojego przyjaciela i że może z nim porozmawiać o każdej porze dnia, bo wie, że on ją wysłucha i poprowadzi ją swoja drogą wybraną właśnie dla niej. Chciałam tak jak ona mieć tylu oddanych i prawdziwych przyjaciół, których nigdy nie miałam.

 

   Na jednaj z porannych grup dziewczyny wymieniały się doświadczeniami życia z Bogiem, mówiły jak je prowadzi, jak mówi im, co mają robić w życiu i jak postępować w danym momencie. Zaczęłam się zastanawiać, co ze mną jest nie tak. Stwierdziłam, że Bóg mnie chyba nie kocha i dlatego nigdy mi nie pomagał, tak jak innym. Że muszę robić coś nie tak. Gdy wróciłam z obozu, miałam jechać na następny turniej, jednak, jak nigdy wcześniej straciłam na to ochotę. Jednakże obiecałam cioci, że pojadę i tak też zrobiłam. Tego samego dnia pod wieczór przybyło do nas tornado. Kiedy tak siedziałam w samochodzie i przyglądałam się ze strachem na to, co się dzieje, zrozumiałam, że to Bóg do mnie mówił, że mam nie przyjeżdżać tu, że to od niego była ta niechęć. Dotarło do mnie to wszystko, o czym mówili w Rowach i Stężycy i co Paulina mi opowiadała. Że dzięki temu, że Bóg dał swojego syna, aby umarł za krzyżu za mnie ja mogę żyć i powierzyć swoje życie Jezusowi całkowicie.
 
   Od tamtej pory idę cały czas z Jezusem i dzięki Paulinie, która od zawsze mi mówiła o Bogu i Basi, która pomogła mi się zadomowić na kawiarence idę tą droga już drugi rok . ;)

bottom of page