top of page

O nas / Świadectwa / Izabela

Izabela Karwan

 

Początek prawdziwej przygody

 

     Początkiem mojej relacji z Bogiem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych w 2003 roku. Mój roczny pobyt w tym kraju wiązał się z pracą w charakterze Au-pair, czyli opiekunki do dzieci. Miałam 4 podopiecznych. Trzech chłopców w wieku 12, 7 i 4 lata oraz jedną dziewczynkę w wieku 1,5 roku. Pracy było sporo, ale przynosiła ona wiele satysfakcji.

 

   Co jakiś czas opiekunka Au-pair’ek- Kathrina- organizowała spotkania integracyjne. Miały one na celu zarówno dostarczać informacji praktycznych związanych z wychowaniem dzieci, jak również umożliwić młodym dziewczynom (przyjeżdżającym do  Stanów z różnych zakątków świata) zapoznać się z innymi. Na tym spotkaniu poznałam Renatę. Już wtedy wydawała mi się „inna”. Wokół niej i w jej towarzystwie panowała atmosfera radości, ciepła i troski. Uśmiech, uśmiech i jeszcze raz uśmiech.. ;-)

 

     Nasza przyjaźń rozwijała się z dnia na dzień. Po pracy robiłyśmy razem wiele rzeczy. Przede wszystkim dużo rozmawiałyśmy o życiu. Bóg był zawsze obecny w tych dyskusjach. Powiedziałam jej, że jestem w kościele katolickim, chociaż nie przeżywam tak głębokiej relacji z Bogiem jak ona. Zwierzyłam się jej, że kiedyś zapytałam księdza o sens mojego bierzmowania, na co on odpowiedział, że jest to przyjęcie Ducha Świętego. Obiecał, że tak się wydarzy i u mnie, ale po mszy wszystko w moim życiu było „po staremu”. Potem na dłużej odeszłam „w świat”. Zaczęły się imprezy, alkohol… wszystko to, co oferuje ten brutalny świat młodym ludziom.

 

    Mój wyjazd za ocean był pewnego rodzaju impulsem (jak wtedy myślałam) aby poszukać i dowiedzieć się czego tak naprawdę chcę w życiu. Zrobiłam licencjat z pedagogiki i wiedziałam, że muszę coś zmienić. Moja znajoma właśnie wróciła z takiego programu i była zachwycona. Powiedziała, że jeśli chcę odnaleźć to, czego mi brakuje, to na pewno znajdę to w Stanach. Zupełnie nie wiem dlaczego niektórzy ludzie mają takiego bzika na punkcie Ameryki- myślałam po cichu.

 

    Któregoś dnia Renata zabrała mnie do swojego kościoła. Powinnam chyba dodać, że moja cudowna psiapsiółka jest Brazylijką i w związku z tym trafiłam do kościoła mniejszości brazylijskiej w Ameryce.  Pierwsza „wyprawa” na nabożeństwo była czymś tak wyjątkowym i niezrozumiałym, że w drodze do domu nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Myślę, że wtedy zrozumiałam jak daleko jestem od Boga i to, że wcale Go nie znam. Nigdy wcześniej przecież nie miałam Pisma Świętego w dłoni. Jak mogłam Go znać, skoro nie znałam i nie czytałam Jego Słowa, skoro nie znałam Ewangelii.
          

     Po tygodniu, gdy rozczarowanie i smutek związany z brakiem Boga w moim życiu opadł, gdy wiedziałam już dlaczego Renata zawsze promienieje miłością do ludzi, radością i ufnością wobec Boga, zapragnęłam poznać Go bardziej. Od tamtej chwili zaczęłam częściej pojawiać się na nabożeństwach. Chciałam, aby Renata mówiła mi więcej o Chrystusie, Jego nauce i sprawach duchowych.

 

     Pewnej nocy, podczas wieczornej modlitwy, poprosiłam Boga, aby przemówił do mnie. Nie wiedziałam wtedy w jaki sposób On to robi, czego powinnam się spodziewać, ale chciałam poczuć że mam z Nim osobisty kontakt.  Otworzyłam Pismo Święte- Objawienie Jana i wyczytałam, że w życiu możemy pójść jedną z dwóch istniejących dróg. Jedna dla tych, którzy idą za Chrystusem- droga pojednania z Bogiem i życia wiecznego. Druga na zatracenie- w ogniu piekielnym, bez Boga. Pamiętam, że płakałam całą noc i błagałam Chrystusa bym mogła iść za Nim, bym mogła stać się Jego uczniem, by Bóg przebaczył mi wszystkie wyznane wtedy grzechy i błędy przeszłości. W rozpaczy wołałam, że nie chcę tego życia co mam i mimo że nie jestem godna, to ze względu na Jego łaskę- dar (Ew. Jan 3.16) i miłość do ludzi, proszę o szansę, o nowy początek, nowe życie z Nim…

 

     Gdy obudziłam się następnego dnia byłam strasznie zmęczona. Bolały mnie mięśnie, oczy okrutnie piekły, ale nigdy wcześniej nie czułam się tak zakochana, radosna i pełna pokoju jak tego poranka. Wiedziałam, że jestem wolna jak nigdy przedtem! Przyjęłam chrzest w lutym 2004r.

 

     Gdy wylatywałam do Polski wszyscy powtarzali, że muszę znaleźć kościół w którym będę wzrastała, wspólnotę ludzi oddanych Bogu. Bałam się strasznie! Polskich realiów, reakcji rodziny, czy znajdę to miejsce o którym mi mówili. Pamiętam, że tłumaczyli iż każdy chrześcijanin musi wzrastać na podobieństwo Chrystusa. Nie miałam wtedy pojęcia jak wiele pracy mnie czeka i jak ważne życiowe wybory będę musiała podejmować.

 

      Początki były trudne. Zaczęłam studia magisterskie w Poznaniu. Znowu byłam z dala od rodziny, jeszcze wtedy bez rodziny duchowej, Bóg jednak był przy mnie i prowadził. Krok po kroku.

 

      Nie sądziłam, że moje życie może być tak cudowne!!

 

     Dopiero teraz powoli zaczynam rozumieć co wtedy- siostry i bracia- próbowali mi przekazać. Poznanie Boga to nie jednorazowe wyznanie wiary, lecz ciągły proces stawania się jak Chrystus…

bottom of page